Teatr Adama Mickiewicza w Częstochowie wspólnie z Fundacją Teatr PAPAHEMA zaprasza na pierwszą premierę w nowym sezonie artystycznym. Będzie to spektakl "Nie płacz, Nemeczku".
fot.PL
- Ten spektakl jest takim głośnym „stop” wobec przemocy i wobec legitymizowania jej w przestrzeni kultury i teatru – mówią twórcy spektaklu „Nie płacz, Nemeczku”.
Częstochowski teatr wspólnie z głównym producentem spektaklu, którym jest Fundacja Teatr PAPAHEMA, postawili na książkę, która od lat wzrusza kolejne pokolenia, tj. „Chłopcach z Placu Broni” Ferenca Molnára.
Sam PAPAHEMA jest w naszym mieście dobrze znany, na scenie przy ul. Kilińskiego mogliśmy go oglądać m.in. w rewelacyjnym spektaklu „Skłodowska. Radium Girl”.
- Autorem adaptacji tekstu książki jest Łukasz Zalewski. Reżyserii podjęła się Agata Nierzwicka. Partnerem spektaklu jest Akademia Teatralna w Warszawie, białostocka filia. Powstał on w ramach realizacji egzaminu reżyserskiego Mała Forma Teatralna. Opiekunką Agaty, która ten egzamin zdaje, jest Agata Bizuk-Brajczewska [w ubiegłym sezonie pełniła funkcję konsultantki ds. programowo-artystycznych - przyp. red.]. – przedstawia produkcję Magdalena Woch, p.o. dyrektora teatru. - „Chłopcy z Placu Broni” to popkulturowa „cegła”. Od lat w kanonie lektur, bywa różnie interpretowana. Natomiast ta adaptacja, którą Łukasz Zalewski zaproponował pod nieco nawet zmienionym tytułem, jest dość mocno współczesna.
- Teatr PAPAHEMA i Agata Biziuk zwrócili się do mnie i do Łukasza Zalewskiego z pomysłem realizacji książki Molnára. Chodziło o umieszczenia jej we współczesnym kontekście, ale też zastanowienie się nad powtarzalnością historii i narracji, jakimi się otaczamy. Sama książka przedstawia bardzo tradycyjną narrację, z którą uważam, że należy wejść w polemikę. „Chłopcy z Placu Broni” cały czas są w kanonie lektur, i to już w V klasie szkoły podstawowej, czyli dla dzieci w wieku 11 lat. A podwórkowa zabawa chłopców tak naprawdę od połowy książki jest opisywana jako plac bitwy, plac wojenny. I ta fikcyjna zabawa przeradza się w bardzo realny konflikt, który prowadzi do śmierci chłopca, który także ma 11 lat - komentuje reżyserka.
Celem reinterpretacji dzieła węgierskiego pisarza jest zachęcenie młodych nie tylko do własnych refleksji, ale i łamania schematów utartych przez lata wokół „Chłopców z Placu Broni”. - Łukasz zaproponował, żeby umieścić postać autora jako tego, który przedstawia nam tę historię oraz bohaterów, którzy buntują się przeciwko temu, jak zostali napisani – wyjaśnia reżyserka.
I tak jak tajniki „Zemsty” przedstawiała kuratorka Muzeum „Zemsty” hrabiego Aleksandra Fredry (i wielka miłośniczka pisarza), grana przez Hannę Zbyryt (ta rola przyniosła jej Złotą Maskę), tak tu pojawia się postać Ferenca, którego gra Sylwia Karczmarczyk. Jak zaznaczają twórcy, jej postać jest takim „głosem przeszłości”, który konfrontuje się z nowym podejściem do tekstu.
Szukając odpowiedniej konwencji, z inspiracją przyszły młodym realizatorom (niektórzy debiutują w Częstochowie!) gry RPG. Klimat ten dobrze oddaje plakat promujący spektakl autorstwa Rafała Patejuka. Dodajmy tu, że autor minimalistycznej scenografii i kostiumów Juliusz Żółty jest fanem takiej rozrywki. – W oryginale chodzi o zabawę podwórkową. Szukaliśmy przestrzeni, gdzie te schematy przemocowe często są podświadomie powielane, zwłaszcza że ten świat dzieci odzwierciedla schematy dorosłych. I wpadliśmy na to, żeby wejść w grę, która jest przecież pełna reguł – wyjaśnia Nierzwicka.
- Tym samym wybraliśmy bardziej współczesną zabawę w wojnę, zabawę w przemoc. RPG to koncepcja gry, w której opowiada się fabułę, wciela się w bohatera i porusza się w pewnym stworzonym świecie. Rzut kostki decyduje o tym, co wydarzy się dalej… - opowiada Juliusz Żółty.
Co ciekawe, próby zaczęły się na początku sierpnia, a poprzedziła je właśnie… rozgrywka RPG. - Żebyśmy mogli zrozumieć świat gier RPG i w ogóle zdobyć narzędzia do tworzenia wspólnie tego spektaklu, zrobiliśmy sobie jedną sesję, posługując się właśnie naszymi postaciami. Agata Nierzwicka nagrywała ją na dyktafon i później okazało, że do spektaklu weszło parę naszych słów. Powtarzamy po prostu to, co mówiliśmy w trakcie gry, co nie było przygotowane. Tak naprawdę te kwestie nie odbiegają pewnie od tego, jak naprawdę mogliby rozmawiać ci chłopcy, po prostu Molnár tego nie opisał – zdradza Karol Czajkowski, czyli Feri Acz, przedstawiciel Czerwonych Koszuli.
Chłopcami z Placu Broni są zaś członkowie PAPAHEMA, czyli Helena Radzikowska jako Gereb, Paweł Rutkowski jako Boka i grający tytułową rolę – częstochowianin Mateusz Trzmiel, czyli Nemeczek.
- Nemeczek w pewnym sensie pierwszy łamie tę ścianę narracji, którą wybudowali dorośli i ma odwagę, żeby powiedzieć wprost, że nie zgadza się z tym. I ten głos niezgody Nemeczka, jest trochę naszym głosem, bo od niego wyszliśmy w naszych dyskusjach. Już półtora roku temu w gabinecie Magdy Woch mówiliśmy o niezgodzie na powielanie schematów przemocowych. I ten spektakl też jest takim głośnym „stop” wobec przemocy i wobec legitymizowania jej w przestrzeni kultury i teatru – opowiada Trzmiel. - Agata bardzo czujnie zwraca uwagę na to, żeby żadna ze scen nie miała grama przemocy, żeby wykorzystać język teatralny do tego, by opowiedzieć o tym w alternatywny sposób. Nie chcemy tych kalek przemocowych powtarzać, bo mamy wrażenie, że to źle rezonuje. Jako artyści mamy też takie poczucie odpowiedzialności, by teatr był przestrzenią, w której można powiedzieć przemocy wyraźnie „stop” – opowiada Trzmiel.
Częstochowianin zaznacza również, że jako Fundacja Teatr PAPAHEMA starają się wchodzić w dialog ze współczesnością i serwować młodzieży takie spektakle, które dają im siłę i odwagę do tego, żeby przeciwstawiać się schematom. – Nemeczek jest w jakimś sensie najsilniejszą postacią i jego odwaga mobilizuje pozostałych. Mamy nadzieję, że ten spektakl będzie inspirował widzów do powiedzenia sobie: „mogę inaczej”,” jestem wartościowy”, „jestem wystarczający”, „jestem odważny w tym zakresie, w którym istnieję i w którym jestem”– mówi.
Listę twórców „Nie płacz, Nemeczku” dopełniają: Anna Sawicka-Hodun – konsultacje choreograficzne, Maciej Iwańczyk – reżyseria światła i Lena Michajłów – muzyka. Warstwa muzyczna obejmuje trzy plany. – Pierwszym jest opowieść Molnára, która zawiera dźwięki otoczenia, dźwięki przyrody. Drugą warstwą jest ta warstwa gry, a trzecią są dźwięki wojenne. I te warstwy przeplatają się i przechodzą jedna w drugą, podobnie jak plany – wyjaśnia Lena Michajłów.
Premiera spektaklu zaplanowana jest na sobotę, 7 września na godz. 17 (dzień wcześniej o 18 zobaczymy ten tytuł przedpremierowo). Kto zasiądzie na widowni? – Naszym głównym celem jest dotarcie do młodzieży, czyli adresatów tej książki, ale oczywiście bardzo się ucieszymy, jeżeli też osoby dorosłe zechcą przyjść na ten spektakl, bo uważam, że i oni znajdą coś dla siebie – mówi reżyserka przedstawienia.
- Zgadzam się z tym, bo chociaż główną grupą docelową jest młodzież szkolna, to jednak wydaje mi się, że dorośli też nie będą zawiedzeni. We wtorek oglądałam ten spektakl i jest on tak skonstruowany, że dorosły widz się nie nudzi, a ogląda z przyjemnością – dodaje Magdalena Woch.
Dla dorosłej publiczności z pewnością będzie to sentymentalna podróż. - Bo każdy z nas zapłakał nad śmiercią Nemeczka – przyznaje Mateusz Trzmiel.
Warto dodać, że ten tytuł będzie miał również swoją drugą premierę. Zaplanowano ją 24 i 25 września w Uniwersyteckim Centrum Kultury w Białymstoku. Z kolei w Częstochowie „Nie płacz, Nemeczku” – poza premierą – można zobaczyć 8 i 12 września oraz 23 października. Kolejnych terminów należy wypatrywać na stronie naszego Teatru.
Źródło: UM Częstochowy/Zuzanna Suliga |