fot. Skra Częstochowa
Tak dobrze rozgrywek ligowych piłkarze częstochowskiej Skry nie rozpoczęli od bardzo dawna. Pod wodzą nowego trenera, drużyna z Loretańskiej wygrała dwa pierwsze mecze, nie straciła jeszcze bramki i zajmuje trzecie miejsce w tabeli drugiej ligi. Po inauguracyjnej wygranej we Wrocławiu (1:0), w miniony weekend Skrzacy zadebiutowali przed własną publicznością. Rywalem był kolejny z beniaminków, ale o znacznie większym potencjale niż wrocławianie. Do Częstochowy zawitała ekipa KKS-u Kalisz, która ma bardzo ambitne plany w szerszej perspektywie. Początek spotkania toczył się w dobrym tempie, obie drużyny walczyły z dużym zaangażowaniem zostawiając sporo zdrowia na boisku. Brakowało jednak dogodnych sytuacji do zdobycia bramek, a jeśli już to te groźniejsze stwarzali nasi rywale. - W pierwszej połowie trochę za słabo operowaliśmy piłką i brakowało sytuacji. W drugą połowę weszliśmy lepiej – oceniał po meczu trener gości Ryszard Wieczorek.
Nie sposób się z doświadczonym szkoleniowcem nie zgodzić. Druga część meczu rozpoczęła się od dwóch stuprocentowych sytuacji, po jednej dla obu stron. Najpierw, w 47. minucie Kamil Wojtyra otrzymał kapitalne podanie od Piotrka Noconia, znalazł się sam na sam z bramkarzem KKS-u, ale ten był górą. Dwie minuty później kapitalną okazję miał Robert Tunkiewicz, ale piękną paradą pod samą poprzeczką popisał się Mikołaj Biegański.
Decydujący moment meczu nastąpił w 59. minucie. Po szybkim wznowieniu z autu przez Rafała Brusiło w okolicach środka boiska piłka trafiła na lewą stronę do Dawida Niedbały, ten niezwykle precyzyjnie dograł na drugą stronę do wbiegającego w pole karne Wojtyry, a temu pozostało dopełnić formalności. - Na pewno cieszę się z gola, ale jeszcze bardziej z trzech punktów. Walka była ostra, nikt nie odpuszczał. Dziś to był taki typowy mecz walki, mniej było czystej piłki. Najważniejsze jednak, że wynik jest taki sam jak tydzień temu – mówił po spotkaniu Kamil, który przed sezonem trafił do Skry z IV-ligowego Znicza Kłobuck. Jak widać przejście o dwie klasy wyżej nie zrobiło na nim większego znaczenia, bo w drugim meczu zdobył drugiego gola.
Po straconej bramce drużyna beniaminka nieco się pogubiła. W końcówce wprawdzie kaliszanie stworzyli sobie kilka sytuacji na wyrównanie, ale zabrakło im doświadczenia i zimniej krwi by pokonać naszego bramkarza. - Bardzo się cieszę z kolejnej wygranej. Zagraliśmy dziś trochę słabiej niż we Wrocławiu, ale muszę pochwalić moją drużynę za wielką chęć zwycięstwa. Mecz trzymał w napięciu do końca – cieszył się po spotkaniu trener Marek Gołębiewski.
Za tydzień częstochowską drużynę czeka jednej z najdalszych wyjazdów w sezonie. W piątek, 11 września o godz. 17 zmierzy się ze spadkowiczem z pierwszej ligi Wigrami Suwałki.
Skra Częstochowa – KKS 1925 Kalisz 1:0 (0:0)
Skra: Biegański, Mesjasz, Nocoń (Sinior), Brusiło, Gołębiowski, Zieliński (Kazimierowicz), Noiszewski, Wojtyra Ż, Niedbała, Olejnik, Holik
KKS: Krakowiak, Gawlik Ż, Żytko, Waleńcik, Hiszpański (Borecki), Tunkiewicz (Szewczyk), Majewski (Maćczak), Radzewicz Ż (Mączyński), Łuszkiewicz, Zawistowski, Kamiński (Chojnowski)
Źródło: Skra Częstochowa |